Gdy mój mąż zdobył swój wymarzony, jedyny w swoim rodzaju amplituner, za którym był w stanie przemierzyć setki kilometrów, byleby tylko odwiedzić słynny sklep dla audiofilów… każdą wolną chwilę w domu spędzał przy swoim nowym gadżecie.
Po kolei odsłuchiwał ulubione utwory muzyczne, którym nie było końca. Mąż stwierdził jedno, że to najwyższa jakość dźwięku z jaką miał do czynienia. Hmm… trochę to dziwne, chyba już kiedyś to słyszałam… no tak, słyszałam za każdym razem kiedy kupił coraz to nowy, wymyślny sprzęt – zresztą jak na prawdziwego audiofila przystało.
A tak zupełnie serio – dźwięk, jaki dane mi było usłyszeć faktycznie był nieskazitelnie czysty, poczułam się jak w jakimś studiu audio. Na szczęście mamy z mężem podobny gust muzyczny, dzięki temu uszy mi nie więdną kiedy puszczana jest muzyka w naszym domu. No chyba, że nasz synek zapoda jakieś swoje bity, ale na szczęście rzadko to robi, dlatego w domu raczej panuje harmonia.
A wracając do mojego zacnego męża… nie ma też większego problemu, kiedy poproszę go o odtworzenie mojego ulubionego utworu muzycznego – przeważnie chętnie to robi, czasem tylko (w przypadku piosenek z moich szalonych czasów licealnych) woli ulotnić się do ogrodu 🙂
Cóż, nie wszystkie jego ulubione utwory są też moimi ulubieńcami – także doskonale się rozumiemy w tej kwestii. Ale najważniejsze w małżeństwie jest to, aby potrafić się dogadać, umieć pójść na ustępstwa – raz jedna strona, raz druga – to chyba jedna z ważniejszych zasad zachowania spokoju i harmonii w związku. Pozwolę sobie przytoczyć myśl, na którą kiedyś wpadłam w jednym z portali społecznościowych: “Twój maż jest odbiciem i rezultatem twojego charakteru”.